THE BRANCHERS - PLASTIKOWY DOM

I po Openerze

KATEGORIA: Muzyka

Opener 2016 do pięciu odlicz.

1.Najsłabszy Headliner – czyżby?
Po ogłoszeniu, że Florence and the Machine będą jedną z gwiazd tegorocznego Opener'a wiele osób związana z muzyką było zawiedzionych. Pojawiły się głosy, że co to za gwiazda, że zbyt komercyjna, że zbyt często występująca w Polsce, że brakuje jej powiewu świeżości, bo jej hity były wałkowane już tyle razy, że nie chcę się tego słuchać po raz kolejny. Florence Welch razem ze swoim zespołem wystąpiła w środę czyli w pierwszy dzień festiwalu i swoim występem uciszyła wszystkich krytyków. Pięknie otworzyła festiwal, dając bardzo zaangażowany emocjonalnie koncert. Pomimo ilości uczuć jakie włożyła w swój występ nie zapomniała, że to muzyczne show i zaśpiewała bardzo czysto. Do tego zespół nie odstawał poziomem od swojej liderki. Cały band miał trochę ułatwione zadanie ponieważ repertuar oparł o piosenki z cyklu „the best of”. Publiczności jednak to wcale nie przeszkadzało bawiąc się bardzo dobrze i śpiewając  większość piosenek razem z artystami. Występ jak najbardziej na plus.

2. Największe oczekiwania – czyli ciężar spoczywający na czerwonej papryce
Do tej pory wśród sporej części Openerowiczów  panowało stwierdzenie, że w historii Opener’a brakowało jeszcze trójki zespołów: Radiohead, Foo Fighters i Red Hot Chilli Peapers. Od roku 2016 z tej listy można już skreślić RHCP. To pokazuje jakie oczekiwania były wobec występu grupy z Kalifornii. Nie oszukujmy się, dla mega światowej gwiazdy, która gra od ponad 30stu lat to był tylko kolejny występ promujący najnowszą płytę The Getaway. Dla festiwalowiczów był to koncert RHCP na którym mogą być pierwszy i ostatni raz w życiu (pomimo długiego stażu grupa za często nie występuje w naszym kraju) i liczyli na posłuchanie największych hitów jak Can’t Stop czy Californication. Na szczęście fani nie zawiedli się. Koncertowy set w dużej mierze oparty był o klasyki, a pojedyncze utwory z nowego longlplay’a idealnie komponowały się w całość. Na pierwszy plan po tym koncercie ze wszystkich członków zespołu wysuwa się Flea – jego gra na gitarze basowej wyznacza nowe standardy jeśli chodzi o ten instrument i rzadko zdarzają się występy, gdzie można usłyszeć lepsze solówki na gitarze elektrycznej, niż te które on zaprezentował na basie. Konkurencja dla tego występu była znaczna, ale myślę, że ten kto wybrał słuchanie zamiast kibicowania Polakom w starciu z Portugalczykami nie żałował. Jedyne czego tak naprawdę brakowało to John Frusciante – z całym szacunkiem dla Josh’a Klinghoffer’a – jego gitarowe popisy i wokalne wsparcie to niestety nie ten poziom, który w „red hotach” prezentował John.

3. Czy ten piątek taki słaby?
Jeśli chodzi o teoretyczną atrakcyjność artystów to piątkowy dzień wyglądał najsłabiej. Coś w tym musiało być skoro największą popularnością cieszyły się występy dwóch artystów na Tent Stage czyli na scenie mniejszej. Kortez i Dawid Podsiadło to wybitni muzycy nie ma co na ten temat dyskutować. Jednak regularnie koncertujący we wszystkich mniejszych i większych miastach Polski, więc czy warto wybrać ich koncert kosztem występu zagranicznej, ciekawej gwiazdy, która tak często u nas nie ma okazji się pokazać? No chyba, że te gwiazdy nie są takie ciekawe. LCD Soundsystem jednak burzą to przeświadczenie. Dali, kto wie czy nie najlepszy, występ tegorocznego Opener’a. Podczas tego występu było wszystko: emocje, zabawa na scenie i pod nią, różnorodność stylów i ich umiejętnie mieszanie + bardzo bogata warstwa muzyczna. Tylko naprawdę zawodowi muzycy mogą sobie pozwolić na tak umiejętną i świadomą zabawę dźwiękiem.

4. Sobota taka przyjemna
To najlepsze określenie na to co działo się ostatniego dnia festiwalu. Line-up był tak ułożony, że bez żadnej spiny można było pożegnać się z festiwalem. Co prawda pogoda nieco przeszkodziła większości słuchaczom w udziale w koncercie zespołu 1975, ale potem można już było spokojnie się bawić. Bastille zagrali sporo materiału z nadchodzącej płyty i pomimo, że widownia nie znała tych piosenek to od razu je polubiła. Pharell Whiliams bujał przez półtorej godziny w szerokiej gamie czarnych dźwięków od R’n’B przez Hip-Hop do Soulu. Kończący festiwal set Kygo pozwolił wszystkim wytańczyć się i zostawić resztki energii, którą miejmy nadzieję uzupełnią do przyszłego roku.

5. Kogo by tu jeszcze wyróżnić? I za co?
Tame Impala – za muzykę, którą ciężko zdefiniować, a pomimo tego zebranie mnóstwa festiwalowiczów o pierwszej w nocy pod główną sceną pierwszego dnia festiwalu. Caribou – za danie najlepszego koncertu na Tent Stage. Małpa – za powrót po 7 latach z nową płytą, którą obronił koncertem na żywo choć były co do tego wątpliwości. Beirut – za zahipnotyzowanie publiczności instrumentami dętymi przez ponad godzinę.  Foals – za to, że są Foals i zawsze gwarantują dobry występ. Łona i Webber – za bodaj najlepszy kontakt z publiczność z wszystkich artystów festiwalu. Wiz Kalifa – za pokazanie, że nawet hip-hop może sprawdzić się na dużej scenie. Chvrches – za z pozoru kiczowate bity, które jednak połączone z dobrym wokalem i sporą dawką energii w efekcie dają ciekawy koncert.

Opener2016 nie zawiódł, nie ma się co dziwić, że na parkingu samochodowym w niedziele, większość osób żegnała się słowami nie „cześć, nara, do widzenia’ tylko „widzimy się za rok”.  

Mikołaj Olejnicki

Ta strona wykorzystuje cookies tylko do analizy odwiedzin. Nie przechowujemy żadnych danych personalnych. Jeśli nie zgadzasz się na wykorzystywanie cookies, możesz je zablokować w ustawieniach swojej przeglądarki.

OK