JET - ARE YOU GONNA BE MY GIRL

Za nami trzeci krok festiwalu Malta

KATEGORIA: Kultura

Za nami trzeci, najbardziej rozbudowany programowo, krok tegorocznego Malta Festival Poznań. W minionym tygodniu przenieśliśmy się na łąkę Laba Landu – przestrzeni na co dzień ukrytej wśród winogradzkich domów. Pewnie każdy, kto tam trafił nie mógł dowierzyć, że w środku Poznania mamy tak duży, trawiasty teren, do tej pory pełniący rolę boiska do rugby. To na jego terenie, od środy do niedzieli, odbywały się warsztaty, koncerty, performance, transmisje słuchowisk i spektakle teatralne. A niedaleko sceny rozstawiły się foodtracki i leżaki – atmosfera czerwcowych wydarzeń na Placu Wolności przeniosła się na Wilczak.

Swoją zeszłotygodniową przygodę z Maltą zaczęłam jednak nie od wydarzeń w Laba Landzie, a od koncertu Poznańskiej Orkiestry Improwizowanej przy Warcie i Cybinie (czy raczej w Warcie i Cybinie, bo artyści i artystki grali, stojąc w rzece). To właśnie wspomnianym poznańskim akwenom był poświęcony środowy koncert. Koncert żałobny, zatytułowany „Requiem dla Warty”. Czy wiecie, że poziom Warty wynosi obecnie niewiele ponad metr? Rzeki nikną na naszych oczach, stąd poznańska orkiestra symbolicznie je pożegnała.

Wydarzenie rozpoczęło się przy Moście Rocha, skąd pogrzebowym konduktem przeszliśmy nad Cybinę, na taras pod Bramą Poznania. W drodze byliśmy zachęcani do włączenia się w żałobne pieśni, złożone z onomatopej i okrzyków. Na ostatnim przystanku usłyszeliśmy utwór na kilkanaście instrumentów, głosy i… wodę. Bo to odgłosy jej przelewania czy chodzenia po jej dnie stały się ważnym dźwiękowym elementem koncertu. Z warciańskiej sceny usłyszeliśmy m.in. saksofon, kornet, klarnet, bębny, ukulele, melodyjkę, kontrabas, trąbkę i gitarę, i to pod dyrygenturą nie jednej, a kilku, zmieniających się osób. Całość koncertu miała performatywny, rytualny charakter, który dodawał mu pozaziemskiego charakteru. W jego zakończeniu muzycy i muzyczki zniknęli z instrumentami pod czarną płachtą, podobnie jak rzeki nikną pod naszym zaniedbaniem i bezmyślnymi działaniami.

Trzecia odsłona tegorocznego festiwalu Malta muzycznie się zaczęła, i tak też się skończyła. Na koniec pięciodniowych wydarzeń na Scenie na Wilczaku wystąpił zespół kakofoNIKT i Chór Pogłosy w koncercie „Nocny lot do Wyraju”. Był to koncert-misterium, łączący słowiańską obrzędowość z estetyką hałasu i eksperymentu. Koncert rozgrywał się nie tylko na scenie, bo chór wchodził na nią z lampionami, wpierw otaczając publikę, a podczas jednego utworu zszedł ze sceny i śpiewał wśród zgromadzonych.

Ludowość i awangardę łączy także zespół Polmuz, który wystąpił na scenie w czwartek. Zagrał utwory z wydanej dwa lata temu płyty „Drzewiej”, zawierającej współczesne interpretacje nagrań wielkopolskich kapel z początku XX wieku.

Tuż przed koncertem mogliśmy wziąć udział w słuchowisku – elektronicznej, live actowej odsłonie „Parasomnii” Anny Szamotuły, którą zaprezentował Wojtek Grabek. Dzień wcześniej usłyszeliśmy futurystyczny monodram „Nóż w słuchu” Patryka Lichoty, czytany przez Pawła Siwiaka, a w sobotę – poświęconą Simonie Kossak „Sarnę” Marii Marcinkiewicz-Górnej. Każde ze słuchowisk prezentowane było w innej formie – zarówno gatunkowej, jak i percepcyjnej. Część z nich kształtowała się na żywo, na oczach publiczności, a część była emitowana na słuchawkach.

Więcej o 3. kroku Malta Festival Poznań usłyszycie w ramach Sabotażu Kulturalnego, 28 lipca o godzinie 18:30.

fot. Klaudyna Schubert

Ta strona wykorzystuje cookies tylko do analizy odwiedzin. Nie przechowujemy żadnych danych personalnych. Jeśli nie zgadzasz się na wykorzystywanie cookies, możesz je zablokować w ustawieniach swojej przeglądarki.

OK