Teraźniejszość jest w naszych rękach - przeszłość? Niekoniecznie...

KATEGORIA: Kultura

"Nigdy tak naprawdę nie widzimy serc innych ludzi. Gdy ktoś pogrąży się we własnych zmartwieniach, może stać się ślepy na uczucia najważniejszych dla siebie osób. Kiyoshi nie wiedział, co powinien powiedzieć swojej żonie, która siedziała naprzeciwko niego i płakała. Udawał nieznajomego, który akurat przypadkiem przyszedł tego dnia do kawiarni. Poza tym miał świadomość, że za kilka godzin Kimiko straci życie. Choć wiedział, że do tego dojdzie, nie mógł nic zrobić."

  Dlaczego 60-letni detektyw miałby siedzieć ze swoją żoną, udając nieznajomego człowieka? Skąd świadomość, że ta za kilka minut umrze i dlaczego nie próbował tego powstrzymać? Czy właśnie czytacie wstęp do recenzji kryminału w którym mąż zabija swoją żonę? Nie zaspoilorowałabym Wam tego tak szybko, uwierzcie mi. Dlatego przenosimy się teraz do początku. Nie tylko my.

  Spacerując jedną z bocznych uliczek Tokio, natrafiamy na klimatyczną kawiarenkę, która słynie z serwowania mokki. Jej przyjemny aromat i kwaśny smak to cechy, na punkcie których Nagare Tokita ma obsesję. Do wejścia mogą zachęcić nas dwumetrowe drewniane drzwi (właściciel prawie dorównuje im swoim wzrostem) lub mały szyld z napisem “Funiculi Funicula”. Jednak większość klientów odwiedza to miejsce w pewnej nietypowej sprawie, posiadając już równie nietypowe na jego temat informacje.

  Wchodzimy do środka, ale najpierw musimy jeszcze przejść przez krótki korytarz. Na wprost znajdują się drzwi do łazienki. Pewna kobieta otwiera je raz dziennie i pewnie zdziwi Was, jak bardzo wyczekiwany przez niektórych klientów jest to moment. Pośrodku prawej ściany widzimy w końcu wejście do kawiarni. Od razu rzucają nam się w oczy trzy duże zabytkowe zegary. Jeden się śpieszy, a drugi spóźnia. Tylko środkowy pokazuje właściwą godzinę, o czym wiedzą tylko stali bywalcy. Wie o tym na pewno kobieta w białej sukience, która siedzi przy najdalszym stoliku. Chodzą słuchy, że jest zmorą, która w milczeniu czyta książkę w tym samym miejscu i rzuca klątwę na każdego, kto jej w tym przeszkodzi. W środku znajduje się osiem miejsc siedzących i bar, za którym stoi Kazu Tokita, kuzynka właściciela i osoba odpowiedzialna za dobór i wymianę lektur kobiety w białej sukience. Jest to młoda kobieta z poważną miną i niespotykanym spokojem. Ma na sobie czarną kamizelkę i fartuch sommelierski. Oprócz kelnerowania, udzielania zdawkowych odpowiedzi na nawet najbardziej onieśmielające pytania i  bycia prywatną bibliotekarką Zmory, Kazu zajmuję się ceremonią parzenia kawy - nie byle jakiej kawy (oczywiście nikt nie umniejsza tu niezastąpionej mocce).

  Po zajęciu miejsca w lokalu bez okien, z głośno chodzącym na suficie wiatrakiem, który mimo wiszących lamp z abażurami nadal ma kolor sepii, podchodzi do nas któryś z baristów. Możliwe, że będzie chciała nas również obsłużyć kilkuletnia córka właściciela, która próbuje mówić po francusku. Klientów, którzy przychodzą tu w celu pewnej podróży obsługuje Kazu. Tylko kobiety z rodziny Tokita, które ukończyły 7 lat i nie są w ciąży z dziewczynką, mogą zalewać te specjalne ziarna. W innym przypadku moc przechodzi na przyszłą córkę. 

  Gdy Kobieta w białej sukience zwolni swoje miejsce w kącie sali, będzie to oznaczać, że przyszła na nas kolej. Tak jak mówiłam, zdarza się to raz dziennie. Co więc trzeba zrobić by przenieść się do przeszłości? Ah, o tym chyba nie wspominałam.

  Jeśli jeszcze się nie domyśliliście, to właśnie zdradzam Wam zasady, które pozwalają przenieść się do przeszłości. Jeśli jednak nie będziecie ich przestrzegać skończycie, jak wyżej wspomniana nieżywa wielbicielka literatury. Nie radzę wymyślać nierealnych historii lub planów na krótką podróż, będąc w przeszłości nie można zmienić teraźniejszości. Można spotkać się tylko z osobą, która kiedyś była w kawiarni. Jeśli osoba, z którą chce się spotkać klient była w kawiarni tylko raz albo odwiedziła ją przelotem, szanse na spotkanie znacznie spadają. Trzeba pamiętać także o tym, aby pod żadnym pozorem nie wstawać z miejsca. Wtedy od razu wraca się do teraźniejszości. Piąta, najważniejsza zasada, mówi że czas podróży trwa od nalania kawy do chwili, gdy kawa wystygnie.

  O "Zanim wystygnie kawa" autorstwa Toshikazu Kawaguchi słyszałam już dawno temu. O książce japońskiego pisarza było głośno na BookToku, ale też między moimi znajomymi na ogródku jakiegoś pubu, gdy akurat był moment wymieniania się różnymi poleceniami książkowymi i oczywiście na social mediach. Książka okazała się być bestsellerem, który sprzedał się w ponad 3 milionach egzemplarzy i doczekał się nawet ekranizacji. To taka książka, o której słyszy się mnóstwo ciekawych opinii i wie się od razu, że prawdopodobnie naprawdę jest dobra, więc w ciemno kupujesz ją znajomej na prezent urodzinowy last minute (dosłownie piszę teraz o sobie).

  Mimo wpisania jej jako setną pozycję na moją listę w notatkach w telefonie o tytule “MUST READ”, sięgnęłam po nią dopiero, gdy sam Pan Kawaguchi odwiedził Poznań w ramach promocyjnego tour swojego nowego dzieła z tej książkowej serii. Skorzystałam z okazji i zabrałam się za czytanie "Zanim wystygnie kawa. Opowieści z kawiarni", czyli kontynuacji “Zanim wystygnie kawa”. Zaczęłam czytać ją w domu myśląc, że dość szybko ją skończę, bo przecież to tylko 197 stron. Nie mogłam jednak przebrnąć przez początek. Może to przez spory zbiór podobnych na początku do siebie imion lub bardzo szczegółowe opisy postaci, które potem bardzo polubiłam i doceniłam. Potem zrobiło się łatwiej i wkroczyłam już w ten miły tryb czytania, gdy zabiera się za książkę na 5 minut w kawiarni podczas czekania na swoje flat white.

  Kolejnym etapem był kryzys gdy byłam na jakiejś 50 lub 60 stronie. Potrzebowałam jakiegoś zaskoczenia, nowości lub akcji, ale już prawie pogodziłam się z tym, że otrzymam tylko wzruszające historie, jak np. ta pierwsza, przy której rozpoczął się mój kryzys. Gotharo chyba cofa się do przeszłości, by wyznać przyjacielowi, że nadal nie powiedział prawdy jego córce, której wychowywania podjął się zaraz po jego śmierci. Cofnął się 20 lat wcześniej, by zasięgnąć porady, jak powiedzieć przyszłej pannie młodej o tym, że nie jest jej prawdziwym ojcem oraz przynieść jej prezent od tego biologicznego w postaci krótkiego video z jego błogosławieństwem. Chwyta za serce, prawda?

  Mimo trwającego kryzysu wybrałam “Opowieści z kawiarni” jako moją lekturę na podróż na Mazury. Kryzys zażegnany. Umiliła mi 3 godzinną jazdę zapchanym pociągiem, a potem nie pozwoliła mi o sobie zapomnieć w ogrodzie, gdy już przybyłam na miejsce. Było to pozytywne zaskoczenie pomimo tego, że pozostałe rozdziały również były rozczulające i chwilami nawet banalne. Podobało mi się, że w książce pojawiło się kilku randomowych klientów, przy których na chwilę chciałam się zatrzymać.  Zastanawiało mnie, dlaczego to ich ulubiona kawiarnia i gdy już myślałam, że nie poznam odpowiedzi, to za chwilę przewijająca się kilka stron wcześniej postać poboczna wracała i miałam szansę poznać ją lepiej. Za ogromny plus uważam również to, że wywołało to we mnie naprawdę sporo refleksji, np. na temat szczęścia. Nieważne co wydarzyło się w przeszłości. Do nas należy teraźniejszość i to my decydujemy o swoim szczęściu.

Dlatego, jeśli poszukujecie łatwej i przyjemnej w odbiorze książki na podróż, pobyt w parku, kryzys książkowy lub emocjonalny - te kojące i ciepłe opowieści będą jak najbardziej trafnym wyborem.

Zadam Ci jeszcze pytanie na koniec - gdybyś mógł cofnąć się w czasie, z kim chciałbyś się spotkać?

Mam nadzieję, że nie zapomniałam wspomnieć, że przenosić można się również w przyszłość, ale tylko zanim wystygnie kawa.
Klaudyna Jędrzejewska

Ta strona wykorzystuje cookies tylko do analizy odwiedzin. Nie przechowujemy żadnych danych personalnych. Jeśli nie zgadzasz się na wykorzystywanie cookies, możesz je zablokować w ustawieniach swojej przeglądarki.

OK