ROSALIE. - WĘDRÓWKA DUSZ

Słyszeć, ale nie słuchać

KATEGORIA: Kultura

Myślę, że niewielu przeciętnych odbiorców bądź odbiorczyń sztuki zastanawia się, jak ona została zrobiona. Oczywiście, widzimy fakturę obrazu, materiały użyte w rzeźbie, doceniamy reżyserię filmu lub grę aktorską w teatrze. Ale niewielu z nas myśli o tym jak zawieszono konkretny obraz, kto obsługuje światła lub przez ile rąk musiał przejść tekst, aby wyeliminować z niego wszystkie literówki. A to przecież, choć tak często o tym zapominamy, również praca ze sztuką. 

  Aleksandra Boćkowska w książce „To wszystko nie robi się samo. Rozmowy na zapleczu kultury” zaprasza do wywiadów osoby pracujące za kulisami. Osoby pomijane, niedoceniane, marginalizowane, które nie otrzymują kwiatów i podziękowań na wernisażach, nie spijają splendoru. Są jedynie wymienieni drobnym druczkiem na ostatniej stronie książki lub katalogu. Boćkowska, w końcu, oddaje im zasłużony głos. 

  Myśląc o książce przyszedł mi do głowy emitowany przed laty w Telewizji Polskiej serial Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego „Artyści”. Kilkuodcinkowa produkcja opowiada o historii teatru i jego pracowników na tle afery reprywatyzacyjnej w Warszawie. Porównując serialowe historie z współczesną rzeczywistością, nie dostrzegam zbyt wielu różnic. Długie korytarze, nieogrzewane sale, spóźnione wypłaty, zalegające raty kredytu i płaczące w domu dziecko to niestety nie tylko serialowe sceny, ale i realia wielu osób pracujących w branży kultury.  

  Zostawmy jednak serial z 2016 roku i przenieśmy się w czasie do zimnego marca sprzed trzech lat. Nagle z dnia na dzień wszyscy zostaliśmy zamknięci w domach z powodu pandemii. Setki, tysiące osób, w tym tych pracujących w kulturze, zostało pozbawionych pracy (czyli środków do życia). To wydarzenie jest całkiem istotne w książce. Rozmowy prowadzone w latach 2019-2023 mniej lub bardziej zahaczają o powyższą cezurę. Tak jakby wybuch pandemii w życiu kulturalnym stanowił swoistą woltę. Wcześniej praca w kulturze przebiegała spokojnie i jednostajnie. Lecz pandemia, parafrazując jeden z wywiadów, z jednej strony, pozamykała wszystkich w domach i pozbawiła pracy, z drugiej, poszerzyła pole widzenia i uzmysłowiła wielu ludziom potrzebę dostępności, tchnęła życie w wiele nowych profesji (z których przedstawicielami rozmawia Boćkowska). 

  I naprawdę bardzo dobrze, że ktoś pozwala wykonawcom tych zawodów się wypowiedzieć. Ludzie pracujący na tych stanowiskach są niedocenieni finansowo, co stanowi ogromny problem, ale i nie są w ogóle widoczni — nikt o nich nie pamięta, nikt właściwie nie wie, czym się zajmują. Są pomijani, a przecież pracują niemniej ciężko i są niemniej istotni. Jak głosi tytuł, to wszystko nie zrobiłoby by się przecież samo.

  Jednak lektura przygotowanych wywiadów pozostawia czytelnika z niesmakiem. Odbiorca kibicuje bohaterom kolejnych historii, życzy im jak najlepiej (podwyżki), docenia ideę. Ale jednocześnie zaciska szczękę w grymasie, kiedy brnie przez kolejną rozmowę.

  Wywiady wydają się być zapisem mailowej korespondencji — przypominają właśnie taki typ rozmowy, starannie spreparowanej, edytowanej, mieszczącej się w pewnej konwencji. Dziennikarka zadaje krótkie, infantylne pytania, które wydaje się mieć wcześniej przygotowane i sprawiają one wrażenie odczytywanych z kartki. Choć pytanym pozwala wypowiedzieć się długo i głęboko, odnoszę wrażenie jakby przed rozpoczęciem rozmowy starannie określiła z rozmówcami, co mają powiedzieć. Jest po prostu nudno. Zabrakło żartów, anegdot z zaplecza (a przecież za kulisami aż kipi od humoru!), historii, które rozbawiłyby czytelnika i zbliżyły do bohaterów. Sam temat jest przecież dla potencjalnego odbiorcy nieznany, nie dla każdego świat kultury jest bliski. Być może książkę czytają osoby, które w muzeum, czy galerii były ostatnio kilka lat temu, a tym bardziej nigdy nie rozmawiały z kimś tam pracującym. Dlatego rozmowy nie są przekonujące, wydają się być nienaturalne, jak gdyby były poprawiane kilkanaście razy. Bije od nich sztuczność, nie zbliżają do bohaterów (i do problemu). Działają zatem na niekorzyść idei. W dodatku odnoszę wrażenie, że sami bohaterowie w nią nie wierzą. Wiedzą, że ich sytuacja jest zła, ale choć chcą zmiany, to brakuje im odwagi by w ogóle o niej marzyć. Są flegmatycznie przekonani, że i tak nic się nie zmieni.

  Co gorsza, nie jest to przecież pierwszy tekst w dorobku Boćkowskiej. Jak informuje notka na skrzydełku okładki: pisała dla „Dwutygodnika” (w współpracy z którym książka powstała — 12 z 17 rozmów opublikowano wcześniej na łamach tego czasopisma internetowego), „Wysokimi Obcasami Extra”, czy „Vogue”. Wydała także kilka autorskich książek. Dziwi więc surowość bijąca z jej rozmów. Gdyby szukać w tym plusów, to z pewnością pozwala to czytelnikowi lepiej wyobrazić sobie zimne, nieogrzewane wnętrza biur lub piwnic w muzeach czy archiwach, gdzie pracują rozmówcy autorki. Autorki, która choć słyszy co oni mówią, to ich nie słucha, bo zbytnio skupia się na tym, by siłą woli przekręcić gałkę grzejnika na nieco wyższą wartość.
Eryk Szkudlarz

Ta strona wykorzystuje cookies tylko do analizy odwiedzin. Nie przechowujemy żadnych danych personalnych. Jeśli nie zgadzasz się na wykorzystywanie cookies, możesz je zablokować w ustawieniach swojej przeglądarki.

OK