T. REX - GET IT ON

Książki z Karakterem. Raja Shehadeh „Palestyńskie wędrówki”

KATEGORIA: Kultura

  Kiedy byłem dzieckiem, mój ojciec wielokrotnie powtarzał mi, jak ważna jest własna ziemia. Snuł kolejne teorie spiskowe o nadchodzących wojnach, o zagrażających Polsce z każdej strony wielkich mocarstwach. Śmiał się, że zacznie zbierać konserwy i budować bunkier. Mówił, że to dobrze, że ma chociaż kawałek ziemi, która będzie mogła wykarmić jego rodzinę w momencie największej klęski. W tych wizjach wtórowali mu jego rodzice, poprzedni właściciele jego gruntów.  Żywo komentowali i oburzali się, kiedy ktoś z rodziny sprzedawał swoje kolejne pola czy działki. Nie rozumieli takiego zachowania, było dla nich jak wyparcie się swoich korzeni, całego dziedzictwa pokoleń. Ja z kolei nigdy nie rozumiałem ich przywiązania do tego piasku, z którego nie wyrastały żadne spektakularne plony.

  Dywagacje mojego ojca miały jednak pewien fantastyczny, postapokaliptyczny charakter. Nigdy nie rozmawiał o faktycznych planach działania, gdyby żołnierze obcej armii wkroczyli na jego podwórko. Nie mówił też, co zrobiłby, gdyby wrogie wojsko postanowiło właśnie przez jego działkę poprowadzić drogę lub wybudować na niej osiedle. Założę się, że wówczas nawet najmniejsza powierzchnia gruntu stałaby się odbiciem całego państwa, które stopniowo i po cichu jest zawłaszczane przez intruza. 

  Dokładnie taką sytuację opisuje Raja Shehadeh, palestyński prawnik, który poświęcił całe swoje życie na walkę z okupacją Izraelską. Począwszy od założenia Al-Haq, organizacji praw człowieka, która od 1979 roku walczy o prawa mieszkańców Palestyny, po zaangażowane społecznie pisarstwo tłumaczone na wiele języków — każdym sposobem stara się bronić swojego narodu i głosić jego prawdę. Palestyńskie wędrówki. Zapiski o znikającym krajobrazie przyniosły mu w 2008 roku Nagrodę Orwella — jedno z ważniejszych wyróżnień w dziedzinie pisarstwa politycznego. 

  Wykorzystując dobrze znany w literaturze chwyt retoryczny, autor poprzez opis krajobrazu odzwierciedla otaczającą go rzeczywistość, ale też koduje w nim własne emocje. Znamy taki zabieg choćby z literatury polskiego romantyzmu. Spójrzmy tylko na Sonety Krymskie Adama Mickiewicza - Shehadeh podobnie jak polski wieszcz wkracza na suchego przestwór oceanu i kontempluje utęsknioną krainę. Wędruje po swojej ojczyźnie, a tytułowy zanikający krajobraz jest  punktem wyjścia do licznych dygresji, przemyśleń i opowieści o ostatniej historii Palestyny. Raja Shehadeh w taki sposób przybliża codzienne życie jej mieszkańców. 

  A jest to życie, gdzie przemoc jest codziennością. W Palestynie dorasta właśnie kolejne pokolenie ludzi, którzy wychowują się wśród płotów, zasieków, maszerujących wojsk, odgłosu karabinów. Ostatnie brutalne wydarzenia rozstrzygające się między Palestyną i Izraelem są wynikiem niemal stuletniego już konfliktu. Problemy bowiem zaczęły się tuż po II wojnie światowej, kiedy powołano do istnienia państwo Izrael. Konflikt mimo licznych prób załagodzenia kolejnymi międzynarodowymi paktami i porozumieniami, rozgrywał się przez te wszystkie lata mniej - wystąpienia zbrojne, bombardowania, ataki terrorystyczne - lub bardziej „pokojowo” - stawianie płotów i osiedli, nielegalna aneksja działek. 

  W ten sposób Palestyna z roku na rok dosłownie coraz bardziej się kurczyła. Shehadeh walczył w sądach o krajobraz nie w ujęciu landschaftu, a prywatnych własności i granic państwowych (co rzecz jasna jest ze sobą związane). Izrael przez lata okupacji skutecznie wykorzystywał luki prawne i zajmował ziemię Palestyńczyków. Stawiał na niej nowe osiedla, wylewał asfaltowe drogi, swoje nowe granice zaznaczał wysokimi płotami, tak aby utrudnić widoczność mieszkańcom okolicznych wsi. Życie na ziemi, która z każdym kolejnym dniem jest coraz mniej twoja — to codzienność, z którą Palestyńczycy muszą mierzyć się już od wielu lat.
 
  Mimo, że większość opisywanych wędrówek autor odbył w XX wieku (podróżował nieregularnie w latach 1978-2007) rozpiętość czasowa nie jest w tekście aż tak zauważalna. Ziemia, na której rodzili się bogowie, wydawać mogłoby się najświętsze miejsce świata, miejsce gdzie religie splatają się w jedno i ich wyznawcy koegzystują, jest oderwane od regularnego biegu kalendarza. Historie sprzed kilkudziesięciu lat sprawiają wrażenie dziejących się dzisiaj. Tak jakby rzeczywistość w tym miejscu zupełnie się nie zmieniła. W historiach nie odczuwa się ich, nie tyle nieaktualności, co pewnej historyczności. Potencjalna niezrozumiałość wynika zatem z obcości omawianych kultur względem cywilizacji (mniej lub bardziej) zachodnioeuropejskiej. Shehadeh próbuje nakreślić i wyjaśnić te różnice, podkreślając odrębność swojej kultury od kultury państw wrogich Palestynie. Z pomocą przyszła mu tłumaczka. Anna Sak zdecydowała się na nieprzekładanie oryginalnych palestyńskich haseł, których w języku polskim nie da się odwzorować. 

  Jednak patriotyczne zaangażowanie w obronę ojczyzny jest jedynym, co oferuje autor. Nawet kiedy opisuje zmiany w środowisku przyrodniczym, nie upatruje ich jako wyników (np. zmian związanych z katastrofą klimatyczną) innej działalności niż tej izraelskiej. Rozumiem patriotyzm i rozumiem, że celem autora jest szerzenie prawdy Palestyny. Jednak to tylko prawda jednostronna — autor sam w pewnym momencie łapie się na tym, że mówi o Izraelu z pogardą, bez zrozumienia, z niechęcią i uogólnieniem, czyniąc (wszystkich) jego mieszkańców swoimi wrogami. Trudno jest mu się dziwić, kiedy lata walki nie przynoszą żadnych oczekiwanych rezultatów. Jednak z perspektywy uprzywilejowanego mieszkańca innego rejonu niż ten objęty trwającą tam wojną — Shehadeh bywa patetyczny i wręcz nacjonalistyczny w swoich poglądach. Przypomina Konrada z Dziadów Adama Mickiewicza, który na swoje barki bierze całe cierpienie uciemiężonego narodu. 

  Prawdę mówiąc, po lekturze nie jestem bliższy zajęcia jakiegokolwiek stanowiska w kwestii trwającego na Bliskim Wschodzie konfliktu. Nie rozumiem dokonywanych tam ataków, morderstw, zawłaszczania ziemi — nie rozumiem jak ludzie mogą sobie to robić (jak władza może im to robić). W imię czego? Nie rozumiem, jak prawo religijne może być ponad podstawowymi uniwersalnymi wartościami etyki. Nie rozumiem, jak na jednej ziemi, płot może rozdzielić społeczność na dwa wrogie obozy. Kończę Palestyńskie wędrówki z burzą w głowie. Jednak w oku tego cyklonu stoi fakt, że ludzie są równi i nikt nie zasługuje na taki los, jaki przytrafia się mieszkańcom Palestyny czy Izraela. Przecież za każdą granicą, która nas dzieli, tam, po drugiej stronie płotu, są ludzie dokładnie tacy sami jak my. Też chcą pić i spać, też cieszą się z narodzin swoich dzieci. I też na pewno denerwują się, gdy muszą długo stać w kolejce.
Eryk Szkudlarz

Ta strona wykorzystuje cookies tylko do analizy odwiedzin. Nie przechowujemy żadnych danych personalnych. Jeśli nie zgadzasz się na wykorzystywanie cookies, możesz je zablokować w ustawieniach swojej przeglądarki.

OK