GABA KULKA - WIELKIE WRAŻENIE

Czy można stać się ofiarą własnego sukcesu?

KATEGORIA: Muzyka

Black Country, New Road to zespół, którego raczej nie trzeba przedstawiać fanom współczesnego rockowego undergroundu. Wydawnictwo z 2022 roku – From Ants Up There – na stałe zapisało się jako jeden z najlepiej przyjętych art-rockowych albumów obecnej dekady. Wybitne dzieło Anglików z Brixton okazało się jednak także swoistym końcem ważnego etapu w ich karierze. Wokalista i gitarzysta zespołu, Isaac Wood, 31 stycznia 2022 roku – a więc na kilka dni przed wydaniem tego przełomowego projektu – ogłosił, że ze względu na problemy ze zdrowiem psychicznym decyduje się na odejście z zespołu. Wydarzenie to okazało się przełomowe, gdyż to on w dużej mierze odpowiadał za wyjątkowe brzmienie formacji, charakterystyczne dla współczesnego nurtu muzyki zwanego „Windmill scene” (nazwa pochodzi od pubu Windmill, który odkrył przed światem takie wschodzące talenty jak właśnie omawiani BCNR, black midi czy Squid). Po odejściu lidera rolę wokalistki przejęła Georgia Ellery – skrzypaczka – a grupa fundamentalnie przebudowała swoje brzmienie. Czy im się to udało?

Black Country, New Road w 2025 roku kładzie nacisk na drugi człon swojej nazwy. Zmiana brzmienia, jakiej doświadczamy na najnowszym albumie zespołu, jest – według mnie – zabiegiem nie tyle tylko zrozumiałym, co koniecznym. Odejście od art-rockowego brzmienia to ucieczka przed porażką wywołaną własnym sukcesem. Mimo niezaprzeczalnego talentu każdego z członków, stworzenie równie wybitnego wydawnictwa co poprzednie było wielce nieprawdopodobne, więc Anglicy stworzyli zespół „na nowo”. Tym razem „nową drogą” okazały się progresywne odmiany popu i folku, a największe inspiracje muzyczne artystów słychać w niemal każdym utworze. Jako słuchacze, otrzymaliśmy koktajl złożony z art-popowego podejścia do progresji Kate Bush i folkowego zwrotu do brzmienia przywołującego na myśl barokowe, czy nawet średniowieczne ballady, opanowanego do perfekcji lata temu przez Joannę Newsom. Dodajmy do tego jeszcze kilka kropli piwa z londyńskiego pubu Windmill, a otrzymamy nowe Forever Howlong. Album ten jest delikatny, jego ciepłe brzmienie można określić mianem „lekkodusznego” – co w tym przypadku jest wielką zaletą. Mimo złożonej struktury utworów i niestandardowego metrum w wielu segmentach kompozycji, jest to muzyka stosunkowo prosta i przyjemna w odbiorze. Nie uświadczymy teatralnej pretensjonalności, która zarzucana była przez niektórych poprzednim dokonaniom zespołu.

Fakt ten okazuje się być jednak także potencjalną wadą Forever Howlong. Brzmi to absurdalnie, ale ta teatralność mogłaby rozwiązać największy problem omawianego albumu – brak „momentów”, które można by zapamiętać i pokochać. Na myśli mam przede wszystkim nieobecność build-upów, budujących dynamikę utworów, czy szerokiego jak w poprzednich dokonaniach zespołu spektrum emocji. Nowe brzmienie jest niezwykle dopracowane i zachwyca swoim wyważeniem, jednakże nie zawsze trafia w moją wrażliwość. Jest to oczywiście moje osobiste spostrzeżenie, jednak nieważne, który raz słucham tego wydania większość utworów, niestety, zlewa mi się w całość. Zjawisko to oczywiście nie byłoby problemem w wielkich całościowych produkcjach ambientowych, jednak nowe Black Country, New Road stawia raczej na radiowy format utworów i cecha ta nijak nie działa na jego korzyść. Mimo tego, piękno przytłacza, a ogólna jakość wykonania tej muzyki sprawia, że wada ta jest jeszcze bardziej uwypuklona. Bardzo prosty mechanizm – obserwując wielki, wspaniały obraz, który zachwyca, ale na który artysta wylał kawę, będziemy bardzo żałować, że ta kawa została wylana.

Na album składa się jedenaście utworów i z tej pięknej muzycznej masy wyróżniają się przede wszystkim trzy najdłuższe, bo sześciominutowe kompozycje. Two Horses jest słodko-gorzkie i tęskne, a jego największą zaletą jest niecodzienna zmiana tempa w drugiej połowie, która zaskakuje słuchacza i nadaje ciekawej dynamiki. For the Old Country zachwyca delikatnymi i miękkimi jak chmury wokalami, daje się zapamiętać dzięki wpadającemu w ucho refrenowi i pozostawia w osłupieniu dzięki miażdżącemu, niemalże awangardowemu zakończeniu. Nancy Tries to Take the Night zdecydowanie najbardziej przywodzi na myśl styl Joanny Newsom – ale w końcu, jak się wzorować, to na najlepszych. Jednym z największych atutów albumu jest wspaniały i nowy wokal, który co prawda nie miałby prawa wpasować się we wcześniejsze brzmienie zespołu, jednak wydaje się być stworzony do obecnego, delikatnego brzmienia grupy. Na uwagę zasługuje także szerokie instrumentarium zastosowane w For the Old Country, jednak do tego Black Country, New Road przyzwyczaiło nas już na samym początku swojej twórczości.

Największą wadą nowego wydawnictwa Anglików jest fakt, że nie jest to ich poprzedni album. Tak się bynajmniej może wydawać, kiedy zapoznajemy się z opiniami słuchaczy na jego temat. Moim zdaniem jest to jednak także jego największa zaleta i wydaje się, że porównanie z From Ants Up There należy odrzucić, jeśli chcemy w pełni docenić i doświadczyć Forever Howlong. To album piękny, progresywny i złożony. Wyznacza prawdopodobnie zupełnie nową drogę, jaką wybrała formacja z Londynu, aby zapełnić wyrwę pozostawioną wraz z odejściem poprzedniego wokalisty. Chciałbym tylko, aby w przyszłości zespół odważył się na nadanie swojej muzyce bardziej wyrazistego charakteru, bo jako doskonali instrumentaliści bez problemu byliby w stanie uczynić nawet awangardę przyjemnym doświadczeniem muzycznym.

Moja ocena: 7,5/10

Nikodem Prokopowicz

Ta strona wykorzystuje cookies tylko do analizy odwiedzin. Nie przechowujemy żadnych danych personalnych. Jeśli nie zgadzasz się na wykorzystywanie cookies, możesz je zablokować w ustawieniach swojej przeglądarki.

OK