PEJA / SLUMS ATTACK - DROGA MISTRZA

Ta Konkretna Perspektywa #3 - Jan Baszak

KATEGORIA: Kultura

Jana spotykam pod jego pracownią, blisko Sieni Przejazdowej. Akurat wraca z instalacji, niosąc ze sobą metalowe pręty do konstrukcji. Na moment zostaję w jego pracowni sam - wtedy mogę lepiej przyjrzeć się gotowym już do wystawy pracom. Patrząc na wysokie, czarne źrebię w pozycji siedzącej, czuję lekki niepokój. Rzeźba daje wrażenie, jak gdyby miała za chwilę sama wstać. Po chwili wraca Baszak, więc przechodzimy do rozmowy.

Bartosz Czyżyk: Pracowałeś i tworzyłeś w wielu miejscach, w tym również w przestrzeni mieszkalnej. Czy przychodząc tutaj, (Rezydencje Artystyczne Centrum Kultury ZAMEK w Poznaniu) potrzebowałeś czegoś, co czyniłoby pracownię bardziej „twoją” albo jest jakiś element otoczenia, który jest szczególnie ważny?

Jan Baszak: Nie, ta przestrzeń, mimo tej pięknej podłogi jest całkiem neutralna. W każdym miejscu, w którym mam rozpoczynać pracę, zaczynam od sprzątania i wtedy orientuję się, co w danej przestrzeni jest albo czego mi brakuje. Tutaj akurat miałem tylko 1 biurko i 3 krzesła, ale przestawienie biurka i krzeseł w kierunku innej ściany i ogólne uporządkowanie jakoś sprawiło, że poczułem się w niej jak u siebie. Później poprosiłem o jeszcze 2 stoły do tworzenia, więc trochę ciaśniej się zrobiło. Zwykle jak coś mi przeszkadza w jakiejś pracowni, to chowam to na czas, w którym w niej jestem: w Krakowie na przykład, było wiele dekoracji, które nie dekorowały, a wyłącznie zbierały kurz, więc schowałem je do szafy, by nie rozpraszały.

BC: Czym bardziej minimalistycznie, tym czujesz, że bardziej możesz się skupić?

JB: Ja lubię czysty wygląd, w tym właśnie pomieszczeń. Jak czuję, że coś jest schludne to podoba mi się w swoim istnieniu, ale nie ciągnie mnie do prostych kształtów i okrojonego minimalizmu. Nie przepadam też za dekoracjami. Funkcja ozdobna to czasami dla mnie za mało.

BC: Za każdym razem jak słyszę, że ktoś pracuje długo wokół jednego projektu, to zastanawiam się czy pracują czasami całą noc? Czy Tobie się to zdarzyło?

JB: Nie, ja nie pracuję w nocy. Jestem poranną osobą, nie wieczorną. Mój tryb życia polega na powtarzalności i rutynie, bo to mi pomaga zachować jakiś spokój. W nocy staram się nie pracować, wtedy jest czas, żeby zregenerować siły, bo pracuję codziennie od rana do wieczora. Różny jest ten wymiar czasowy, zależy nad czym pracuję, ale pewna rutyna jest zachowana. Od rana zawsze jestem przy komputerze, odpowiadam na maile, potem przechodzę do manualnych rzeczy. Najbardziej wymagające zadania staram się rozkładać między 13:00 a 18:00, a godziny między 18:00 i 22:00 poświęcam na takie wymagające mniejszego zaangażowania umysłu i pewnej powtarzalności.

BC: A czy początki w Zamku były trudne, czy ta rutyna była prosta do wprowadzenia?

JB: To jest rutyna, którą mam niezależnie od miejsca w którym jestem. Ona mi porządkuje dzień, daje wiele spokoju i pozwala się skupić. Szczególnie jest potrzebna w tym roku, który jest wyjazdowy. Mniej czasu będę w moim miejscu zamieszkania niż jestem na różnych projektach: wpierw projekt teatralny, który miałem, teraz ta rezydencja potem jadę na kolejną. Posiadanie tej rutyny pozwala mi się poczuć w danym miejscu jak w domu. Z Poznaniem też nie było takiego problemu, bo mieszkałem tu 8 lat temu. Mimo, że miasto się wiele zmieniło od tego czasu, to jednak są jakieś punkty znajome.

BC: Jak na ciebie wpływa fakt, że mieszkasz więcej poza domem niż w swoim aktualnym miejscu zamieszkania?

JB: Bardzo inspirująco. Mieszkam w Berlinie od 5 lat. Ostatnio czuję się trochę zmęczony tym miastem, mimo, że uważam, że jest niezwykle ciekawe i ma wiele zalet. Jest tam wiele możliwości edukacyjnych, z których można czerpać nie będąc w tkance uniwersyteckiej czy akademickiej, przez korzystanie z tego co ma do zaoferowania samo miasto. W Poznaniu czuję się wyjątkowo dobrze, ale to chyba też perspektywa tego, że przyjechałem tu z projektem, który bardzo mnie ekscytuje. W samym Zamku jest wyjątkowo miło, szczególnie czas spędzony razem z Jagną Domżalską i Kamilem Mizgalą - kuratorami mojej finalnej wystawy porezydencyjnej. Czas, który tu mam jest niezwykle produktywny i rozwijający, ale też szalenie miły pod względem towarzyskim.

BC: Cofając się w czasie i wracając do czasów studenckich, co uważałbyś za najważniejsze, co wyciągnąłeś poza wprawą i doświadczeniem oczywiście. I tu w Poznaniu i na studiach w Szczecinie.

JB: W Poznaniu studiowałem rzeźbę na UAP-ie i bardzo dużo z tych studiów wyciągnąłem. Między innymi tego, czego nie chce robić, ale też wiedzy teoretycznej i materiałowej. Przez 2 lata byłem w pracowni Marcina Berdyszaka, u którego również robiłem dyplom licencjacki. Ta pracownia polegała na cotygodniowej prezentacji wybranej osoby studenckiej. Dyskusje, które odbywały się po prezentacjach i różne perspektywy były szalenie budujące, ale też ugruntowały moją estetykę. Szczecin był inny, bo to jednak były studia magisterskie i było więcej indywidualności tam. Szczecin był pod wieloma względami bardziej komfortowy - rodzinnie, przestrzennie itp. 

BC: Sam porównywałem moje doświadczenia studiów kuratorstwa ze znajomą z pierwszego roku tego samego kierunku w Szczecinie i jej grupa jest bardzo inna. Wydaje się, że tam są bardziej chętni do współpracy między sobą.

JB: Wydaje mi się, że to pewna struktura miasta: Poznań jest zdecydowanie większym ośrodkiem akademicko-artystycznym z dużo większą tradycją w porównaniu do Szczecina, w którym, w czasie moich studiów, lub raczej mojego mieszkania tam,  była (i nadal jest) jedna galeria miejska plus dwie, trzy galerie, które były związane z uczelnią. Wydaje mi się, że to powodowało większe zaangażowanie wśród osób studenckich, aby stworzyć jakąś chociaż namiastkę środowiska artystycznego, ale również wielką chęć do pokazywania i próbowania swojej sztuki w innym kontekście niż pracowania. 

BC: Wiem, że to może być trudne pytanie, ale co jest teraz dla Ciebie istotne artystycznie i jakbyś opisał miejsce w swojej karierze, w którym teraz się znajdujesz?

JB: Jestem w momencie kariery, który jest dla mnie bardzo ważny, bardzo ekscytujący, ale też bardzo wzruszający - szczególnie po tym okresie „wypalenia zawodowego”, które miałem w lata od 2020 do marca 2023. Aktualnie mam więcej pomysłów w głowie niż przestrzeni i budżetu na ich realizację, ale mam nadzieję, że to szybko się zmieni. Moim ulubionym formatem pracy jest właśnie praca nad większymi projektami - tak jak to miało miejsce podczas rezydencji w CK Zamek. Myślę teraz o czymś zdecydowanie większym i bardziej angażującym, ale też pod wieloma względami nowym i rozszerzającym moją dotychczasową praktykę. 

BC: W temacie performatyki: czy uważasz, że Twój udział w tworzeniu scenografii teatralnej i ten czas otworzył jakąś nową perspektywę?

JB: Tak, zdecydowanie. Jednak jeśli chodzi o samą performatykę, wokół lub z rzeźbami to jest coś o czym myślałem już podczas studiów. Wtedy ta performatyka istniała lub  pozostawała śladowo - tzn. chodziło o pozostawiony ślad po jakimś - nazwijmy to - geście niż o sam gest. Dużo się zmieniło jak zobaczyłem moje rzeźby „grające” w spektaklu „Niepokój przychodzi o zmierzchu” - ten ruch, gest i choreografia wokół rzeźb były naprawdę interesującym ich rozszerzeniem. Jedna jeśli pytasz o ten projekt scenograficzny z tego roku, który realizowałem w Teatrze Starym w Krakowie, to zdecydowanie było to bardzo ciekawe i niezwykłe doświadczenie, jednak był to projekt scenografii do spektaklu „Straszny Dwór” w reżyserii Anny Obszańskiej. Myślę, że finalny efekt scenografii to raczej kolektywna praca lub owoce kompromisu między mną a reżyserką z uwzględnieniem możliwości budżetowych i technicznych, które ja kontrolowałem. Niemniej jednak jeden z rekwizytów, który tam powstał jest szkicem do pracy, którą chcę wykonać w drugiej połowie tego roku.

BC: Jak się odnajdujesz w sytuacji, w której Twoje dzieła są bardziej uzupełnieniem historii i tłem i masz do czynienia z innym odbiorcą? Jakbyś porównał odbiorcę teatralnego a wystawowego?

JB: Sposób wyrazu i ekspresja jest zupełnie inna - mam wrażenie, że widz teatralny jest śmielszy do rozmowy, bardziej dociekliwy, odważny w krytyce i pochwałach. Widz galeryjny jest bardziej powściągliwy w swojej ekspresji. Ale taka chyba jest generalnie różnica pomiędzy galerią sztuki a teatrem.  

BC: Chciałbym przejść do Twojej techniki artystycznej, która jest niesamowita i unikalna. Jakbyś ją opisał dla osoby, która nie zna Ciebie ani twoich prac?

JB: Moje prace powstają ze starych tekstyliów, głównie ze starych używanych czarnych skarpet. Są to rzeźby ręcznie szyte, których proces przypomina pracę z gliną. Każda rzeźba ma swoją konstrukcję, która zazwyczaj jest zrobiona z dwóch albo trzech materiałów. W zależności od pozycji rzeźby są albo spawane albo drewniane. Detal tej konstrukcji jest wykonany z rurek PCV w obrocie aluminiowym. Staram się, by te konstrukcje przypominały jak najbardziej kościec. Symultanicznie na każdą rzeźbę nakładana jest pianka tapicerska, owata tapicerska i te czarne skarpety. Elementem finalnym są czarne szklane oczy i ich oprawa. 

BC: Jakbyś uzasadnił znaczenie używania zużytych skarpet?

JB: Praca z tym materiałem zaczęła się w 2019 roku, gdy robiłem projekt magisterski. Był to projekt osobisty, do którego starałem dobrać się odpowiedni materiał. Szukałem czegoś co jest bardzo indywidualne, ale zarazem uniwersalne dla wielu - lub wiele osób może się z tym utożsamiać. Padło na skarpety, które występują w szafie zdecydowanej większości jednak są nacechowane, przesiąknięte naskórkiem, potem itp. Na samym początku używałem ich takimi jakie one były tzn. ze wszystkimi ozdobnikami, numerami i w całości. Praca z nimi zmieniła się w 2023 roku. Od tego czasu skupiam się na relacji międzygatunkowej i to wpłynęło na inne podejście do pracy z tym materiałem. Skarpety są teraz cięte na mniejsze kawałki, pozbywam się wszelkich ozdobników oraz używam nici do skór, której końcówki zostawiam - co ostatnimi czasy stało się niezwykle istotnym elementem. Te skarpety stają się zwierzęcą skórą, która jest poniekąd poludzka. Ważnym elementem jest też to, że te skarpety są lumpeksowym odrzutem, którego większość osób nie kupuje. Mimo, że nie robię prac o tematyce recyklingu to lubię recyklingować materiały.

BC: Czy ktoś był kiedyś podejrzliwy, czemu chcesz kupić tyle skarpet?

JB: Zazwyczaj kupuje w lumpeksach, więc zdarzy się, że osoby sprzedające zadadzą pytanie „Po co panu 3 kilo czarnych skarpet?”. Czasem rzucą karcące spojrzenie, czasem skomentują, że „Pan nam wszystkie skarpety wykupi”, ale nic ponad to.

BC: Czy posiadanie tak charakterystycznego stylu jest dla Ciebie uspokajające czy raczej ograniczające? Czy czujesz presję, że musisz się tego trzymać?


JB: Robię nowe prace ze skóry i drewna. Myślę, że te rzeźby ze skarpet również nieustannie ewoluują: może jakby postawić moją pierwszą i drugą rzeźbę to nie byłoby wielkiej różnicy, ale myślę, że między pierwszą a ostatnią jest ogromna. Teraz dodaję też elementy czysto odzwierzęce: na wystawie pojawi się rzeźba z racicami renifera czy głową konia, która zjada koński ogon. Niektóre z tych skarpetowych rzeźb są lub będą pokryte lateksem, co zupełnie zmienia ich odbiór. Stają się bardziej mięsiste i bardziej skórzaste. Ta technika jest bardzo organiczna i organicznie ewoluuje. Oczywiście chcę robić też prace w innych technikach lub innych mediach takich jak już wcześniej wspomniany performance, drewno lub metal. 

BC: Niech czas pokaże. Teraz chciałbym odnieść się do hasła, które wydaje się jednym z tagów potrzebnych do zrozumienia wystawy w Zamku, czyli „halloweenowy egalitaryzm” - jakbyś zdefiniował to pojęcie i jego znaczenie w kontekście tego, co prezentujesz?

JB: To hasło lub ten termin często jest przywoływany w kontekście nadchodzącej katastrofy - rozumianej szeroko. Tuż przed tym wydarzenie tworzy się miejsce lub otwiera się portal na międzygatunkowe współbycie na równych zasadach. Międzygatunkowe rozumiane szeroko - nie chodzi tylko o byty ludzie i zwierzęce, ale również te duchowe i z zaświatów, które przypomina noc Halloween, jako jedyny czas w roku, w którym możemy połączyć się z istotami, które odeszły. 

BC: Pamiętam jak wspominałeś mi ostatnio, że to Twój „największy projekt”. Czym on może się wyróżnić na tle Twojej twórczości?

JB: On nie jest największy pod względem liczby elementów, które powstają. Zdecydowanie największy był ten, który robiłem z Jagną Domżalską pięć lat temu w Zamku Ujazdowskim. Ten jest największy pod względem skomplikowania i wieloznaczności oraz zaangażowania innych osób. Wiadomo, że nawet wystawy solowe to nie jest tylko i wyłącznie praca jednej osoby, a raczej zaangażowanie wielu. 

BC: Mówiłeś, że po tej wystawie czeka Cię kolejna rezydencja, gdzie to będzie mieć miejsce?


JB: W „aqb” w Budapeszcie.

BC: Czy chcesz kontynuować to, co zrodziło się tutaj?

JB: Te wszystkie rezydencje miały charakter konkursowy, wszystkie odbywały się rok temu. Wtedy nie liczyłem, że dostanę się na którąkolwiek, więc wysłałem podobne projekty, nie tyle tylko dlatego, że obie rezydencje miały deadline w podobnym czasie, ale też zarówno CK Zamek jak i AQB w Budapeszcie są pewnego rodzaju symbolicznymi ruinami. Więc projekt, który rozpocząłem w Zamku zdecydowanie będę kontynuować dalej, ale też on się już zaczął przed rezydencją w Poznaniu. 

BC: Czujesz, że będzie Ci czegoś brakowało z Poznania, gdy zmienisz miejsce pracy?


JB: Jagny Domżalskiej… pracy, nad dużym projektem, pięknych przestrzeni zamkowych.

BC: I ostatnie pytanie: gdybyś mógł zrobić jakieś zwierzę, którego jeszcze nie stworzyłeś, jakie by to było?

JB: Człowiek, ale to w kontekście innego projektu. Głowa barana. Sarna. Baranek.. 

Rozmowa została przeprowadzona 20 czerwca 2025. 
Wystawa Jana Baszaka w ramach Rezydencji Artystycznych w CK ZAMEK - „Letztraum” jest dostępna do oglądania do 27 lipca 2025 w Sali Kominkowej Zamku Cesarskiego. 

Kuratorzy wystawy: Jagna Domżalska i Kamil Gustaw Mizgala

https://ckzamek.pl/wydarzenia/13055-jan-baszak-letztraum-wystawa/

Ta strona wykorzystuje cookies tylko do analizy odwiedzin. Nie przechowujemy żadnych danych personalnych. Jeśli nie zgadzasz się na wykorzystywanie cookies, możesz je zablokować w ustawieniach swojej przeglądarki.

OK